Wiem jak naprawić firmę, ale nikt mnie nie słucha
Zdarzyło wam się pracować w firmie, która jakoś tam przędzie? Ewidentnie widzieliście problemy, na które mieliście sposób? Niech pierwszy rzuci kamieniem, ten kto nie wie o czym mówię.
Mamy tendencję, do wcielania się w rolę specjalistów i szukania rozwiązań problemów jakie napotykamy. Często nasze pomysły mają sens. Jednak gdy idziemy z nimi wyżej to szybko dowiadujemy się, że nie ma szans na ich wdrożenie. “Jest dobrze jak jest. Nie będziemy nic zmieniać. Koniec kropka, wracaj do szeregu.” Konsekwencją jest potężny cios w naszą motywację. Wręcz spycha nas w kierunku “Quiet quitting”.
Ta próba zakończy się właśnie tak, w aż 85% przypadków.
Trochę teorii…
Ludzie mają dwa lęki – przed czymś nowym, oraz przed tym, że umrą. Drugi jest silniejszy od pierwszego. Dlatego w skrajnych sytuacjach, kiedy zagrożone jest nasze istnienie, uczymy się bardzo chętnie, bo wiemy, że nic nie robiąc zginiemy. Mamy wymarzoną rodzinę; nagle okazuje się, że ktoś zachorował. Nie wiedzieć czemu, wcześniej trudna wiedza medyczna, zaczyna nam wchodzić szybko w krew. Bardzo często nie będąc lekarzami, pacjenci i ich rodziny, mają olbrzymią wiedzę na temat swoich schorzeń.
Oczywiście nie musimy umierać. Śmierć może być tylko w cudzysłowie. Nie mniej jednak w firmach, jeżeli nie stoimy na skraju bankructwa, to ten strach nie występuje. Dlatego w tej sytuacji strach przed czymś nowym jest silniejszy.
…o tym dlaczego moje pomysły nie mogą się przebić?
Przychodząc z nowym pomysłem, burzymy porządek, który działa – mało efektywnie, ale działa. Mamy duży opór przed zmianami, co z jednej strony jest słuszne. Wyobraźcie sobie, że teraz przychodzę do was i mówię wam, że mam świetny pomysł. Nie będziecie musieli płacić za prąd. Wystarczy, że będziecie używać miniaturowego reaktora atomowego. Gwarantuje wam, że 85% z was nawet nie podłączy tego urządzenia, pozostałe 15% zrobi to z ciekawości, ale nie z potrzeby. Jak dodatkowo powiem wam, że musicie za to zapłacić, to wtedy 95% z was powie “nie ma takiej opcji, wsadź se pan to i idź w cholerę”.
Zdecydowana większość, nawet nie będzie się zastanawiać, czy to co chce wam dać ma sens. Dokładnie tak wasi przełożeni, myślą o wszystkich rewolucyjnych pomysłach: “Przecież mam budżet. Mało wiele się spina, wszystko się toczy, po co to ulepszać”.
Aby zmiana miała szansę pójść w górę…
…i mogła trafić do osoby ponad nami w hierarchii firmy, która będzie chciała wprowadzić nasze pomysły w życie, musimy najpierw uzyskać poparcie rzędu 85% osób na tym samym pułapie w strukturze organizacji. Brzmi trudno, ale jeżeli przykładowo pracuję w biurze, jestem kierownikiem zespołu i mam genialny pomysł, to 85% kierowników zespołu musi być za – bez tego nie mamy szans zarazić pomysłem osób wyżej postawionych.
Mniejsze zmiany
Jednak jeżeli jestem kierownikiem zespołu i mam genialny pomysł, aby wprowadzić go w swoim zespole, wystarczy moja decyzja. Do tego dochodzi jednak całe zarządzanie zmianą.
Musimy być świadomi krzywej zmiany, czyli chwilowego załamania produktywności. Na pewno pojawią się nowe problemy. Wystąpi też mały bunt pracowniczy. Jest to w miarę proste do opanowania, ale wymaga wprawy i sporo wiedzy teoretycznej, o czym będę sukcesywnie pisał. Nie mniej jednak, jeżeli już nabierzemy doświadczenia, to wtedy będziemy w stanie budować nasz zespół i pokazywać, że osiągamy więcej niż inni. To może implikować chęć podpatrzenia przez innych kierowników liniowych – co my takiego robimy, że idzie lepiej. Z kolei to może sprawić, że ta zmiana będzie zmianą powszechną w firmie.
Podsumowanie
Pamiętajcie o jednym. Osoby, które są prezesami, właścicielami czy stoją na czele zarządu mają w głowie jeden argument, którego nie uda wam się obalić: “z jakiegoś powodu to ja was zatrudniam, a nie wy mnie”. Tego nie przeskoczył jeszcze nikt.
Jeżeli to wy jesteście właścicielami, to zachęcam do pozwolenia na inicjatywy oddolne. Ludzie którzy pracują na pierwszej linii, często mają rozwiązania problemów, o których nie wiecie, bo np. nie macie bezpośredniego kontaktu z klientem. Ale o tym w innym artykule.