You are currently viewing Jak Scrum pomógł Snoopiemu przeżyć

Jak Scrum pomógł Snoopiemu przeżyć

Jestem tylko korpodziadem

To tylko korpogadka, korposztuczki, jak mawiają ludzie, a jeżeli wam powiem, że moje doświadczenie Scrum Mastera przyczyniło się do tego, aby pies przeżył. Co więcej, jeżeli powiem, że podejście Scrumowe sprawiło, że po najpewniej raz pierwszy w historii, udało się doprowadzić rekonwalescencje do szczęśliwego końca po operacji niestabilności szczytowo-potylicznej u psa poniżej 1,5 kg.

Jak to się zaczęło?

Od początku, 4 miesiące temu w moje łapki trafił mail, który brzmiał mniej więcej tak, koleżanka kupiła psa od pseudohodowcy i ten pies ma awanturę z jej Amstafką. Po kilku wymienionych zdaniach, dostałem numer do tej koleżanki. Sytuacja była taka, 1,4 kg pseudo-chihuahua, strasznie krzyczy jak amstafka jest obok, jak ktoś się schyla, jest agresywny wobec każdego. Zapytałem, czy byłaby skłonna mi go oddać, to postaram się znaleźć dla niego dom, gdzie będzie mu dobrze. Plan był bardziej skomplikowany, ale ogólny cel, to poszukanie mu odpowiedzialnego właściciela. Dowiedziałem się, że i owszem, ale nie za darmo. 1,5 tyś złotych i mogę sobie go wziąć. No cóż, taka Polska mentalność.

Tak poznałem Snoopiego, zwanego Snowem (tak ma w książeczce zdrowia). Po wstępnych oględzinach, nic się nie zgadzało. Poprzednia właścicielka, mówiła, że nie je, nie pije, nie załatwia się regularnie, je tylko parówki. Okazało się, że zachowuje się jak normalny pies, ale nie minął tydzień, jak zaczął nam krzyczeć (jak noworodek) przy próbie zbliżenia się kogokolwiek do niego. Nawet innych zwierząt. Przestał nam jeść, zaczął być agresywny.

Mam jedną przewagę nad standardowym właścicielem, moja druga połówka jest lekarzem weterynarii, w klinice, gdzie chirurg specjalizuje się w ortopedii (jest światowej klasy specjalistą). Szybko zrobiliśmy mu badanie neurologiczne i wyszło, że nie ma żadnych deficytów, ale przy badaniu kręgosłupa, wyszło podejrzenie niestabilności w odcinku szyjnym.

Czas działać!

Zapisaliśmy go do naszego chirurga ortopedy. Nie wchodząc w szczegóły, wyniki nie były zbyt dobre. Niestabilność-szczytowo potyliczna. Ogólnie głowa nie trzyma się psa, na wysokości pierwszego i drugiego kręgu szyjnego, albo operujemy, albo grozi mu przy jakimkolwiek szarpnięciu głowy paraliż od głowy w dół, czyli śmierć

Kolejny problem, nie wykonuje się tego typu operacji, na psach poniżej 2,5 kg. Z kilku powodów, ryzyko przeżycia takiej operacji jest niewielkie, zarówno od strony anestetycznej (spadki temperatury i ciśnienia), jak i od strony chirurgicznej, ledwie wchodzą tam dwa palce, a trzeba wbić w kręgi precyzyjnie 5 gwoździ i zalać to cementem kostnym i wszystko musi być wyliczone co do 0,1 mm.

Przygotowania do operacji i wdrażanie podstaw Scruma

Do czasu operacji Snoop trafił w gorset i tutaj pierwsze problemy, tak mały piesek nie da się łatwo włożyć w gorset, wszystkie punkty, które mogłyby posłużyć jako punkty uchwytu są malutkie i trudno je złapać. Efekt wszystkie gorsety zdejmował.

Tutaj uruchomiłem przygotowanie do wprowadzenia zasad Scruma, aby zaznajomić moją drugą połówkę z tematyką. Nie wchodząc w filary i wartości Scruma, powiedziałem jej, że teraz robimy zdjęcia, po założeniu gorsety i sprawdzamy jak długo się utrzymał, jak spadnie, to przegadajmy, dlaczego i zmodyfikujmy konstrukcje, znów sprawdźmy, ile będzie trwał. Codziennie wieczorem mieliśmy dwuosobowe zebranie i obgadywaliśmy co następnego dnia robimy (planowanie). Efekt, pierwsze 15 gorsetów, było w ciągu 24h. Zobaczyliśmy, że skoro nie mamy punktów zaczepienia, to zróbmy je sobie, odpowiednia sztuczka z plastrem i gorset numer 16 wytrzymał 26h, potem okazało się, że był za nisko na ciele, więc uwolniliśmy przeponę, ale zagęściliśmy sztuczkę z plastrem. 17 gorset 49h przetrwał, po następnych modyfikacjach, 18 gorset wytrzymał 56h i Snoop i trafił na stół operacyjny.

Operacja, to 15% szans na przeżycie, bez niej 0%, operujemy

Operacja przeszła bardzo źle, pierwsza metoda zawiodła kilkukrotnie, zbyt mały piesek, temperatura spadła poniżej mierzalnej, anestezjolog robiła co mogła, aby utrzymać go przy życiu, dogrzewała go, stabilizowała ciśnienie. Chirurg się spieszył, bo wiedział, że ma mało czasu. Udało mu się założyć owe gwoździe oraz zacementować całość. Kręgi nie rozpadły się, a kręgosłup nie rozsypał. Pacjent przeżył operacje, ale to dopiero 10% sukcesu.

Przed nami prawdziwa zabawa dopiero się rozkręca.

Operację na kręgosłup szyjny, robi się od strony krtani. Musimy uważać na:

  1. Temperaturę, bo ma 32 stopnie
  2. Oddech, przy wybudzaniu narkozy
  3. Czy jest wstanie chodzić
  4. Czy nie ma ubytków neurologicznych

Zrobiłem sobie z tego zadania, gdzie ja byłem wstanie zbadać pierwsze 3, a moja druga połówka, punkt 4. Siedzieliśmy przy nim do momentu wybudzenia, co 30 minut monitorując temperaturę oraz oddech. Oddechy były w normie, a temperatura rosła. Gdy się obudził, mogliśmy odgwizdać pierwszy sukces, przeżył operację i wydaje się, że się wszystko powiodło. Wróciliśmy z nim do domu.

Rekonwalescencja

Pierwszy dzień był łatwy, chłopak chodził, jadł w zasadzie, gdyby nie wygolenia futerka, to nikt by nie powiedział, że była jakaś operacja, była to cisza przed burzą. Rano dnia drugiego, widzieliśmy, że chłopak się gorzej czuje.

  1. Słabo oddychał
  2. Był obolały
  3. Zaczął się ślinić
  4. Pojawiły się problemy z przełykaniem
  5. Zaczął dziwnie stać (chwiać się na nogach)

Ogólnie biała kulka nieszczęścia. Stwierdziliśmy, że z gorsetem zadziałało, to spróbujmy i tutaj

Oddech i problem z przełykaniem, to wynik opuchlizny pooperacyjnej. Chwianie, to problem zastrzyków, dostawał ich na dzień 11, obolały, gdy odpuszczaliśmy jakieś iniekcje, to pojawiał się ból.

Wchodzimy ze Scrumem

Zrobiliśmy małe retro, z którego wyszedł pierwszy eksperyment, dzielimy dzień na części. Pierwsza to szczyt działania silnych leków przeciwbólowych, w tej fazie Snoop był kołowaty i śpiący, ale nie bolało, oraz gdy leki odpuszczają, tutaj był chętny do aktywności, ale zaraz pojawi się ból, więc okienko było krótkie. W pierwszej fazie monitorowaliśmy oddechy, w drugiej karmiliśmy.

Drugiego dnia, zaczął wyśliniać całe jedzenie. Tylko skąd wiedzieliśmy, że całe, właśnie nie wiedzieliśmy, do gry weszła waga jubilerska. Przygotowywaliśmy mu porcję i eksperymentowaliśmy z kawałkami, małe, podłużne, półpłynne itd. Różne smaki. Doszliśmy do wniosku, że gotowany kurczak w wiórkach daje do 25% zwrotu, gdzie inne nawet do 85%. Dzięki tej metryce, doszliśmy do wniosku, że najlepsza dieta, to makaron z kurczakiem i parówką. Wiem, hodowcy zwierząt właśnie łapią się za głowę, ale to była, póki co jedyna dieta, która mógł przełknąć.

Opuchlizna postępowała, każdy oddech był na wagę złota. Zaopatrzyliśmy się koncentrator tlenowy oraz kilka innych rzeczy, potrzebnych do szybkiego dotlenienia. Zaczęliśmy liczyć oddechy raz na godzinę i liczyć czas pomiędzy napadami kaszlu, lub duszności i kombinowaliśmy, co wydłuża ten czas. Po wielu próbach, okazało się, że gdy leży w kenelu na kojcu, który ma wysoki rant, to potrafi spokojnie przespać nawet do 3h. Ważne, żeby kenel był zamknięty. Pewnie mały był hodowany w klatce, dlatego tam czuł się bezpiecznie.

Nasze jednodniowe sprinty

Każdego dnia, z rana tworzyliśmy plan co robimy, aby polepszyć mu życie. Naszym największym problemem, była ilość zastrzyków na dzień, tutaj kolejna miara przyszła. Wylistowaliśmy sobie wszystkie iniekcje i przegadaliśmy, co musi się zadziać, aby zejść z którego zastrzyku. Część, była uzależniona od czasu, inna część, od konkretnych zdarzeń. To co od czasu, to stwierdziliśmy, że nie ma co analizować. Natomiast zaczynaliśmy poprawiać wszystko, tak aby Snoop nie potrzebował tylu iniekcji. Efekt, w ciągu 3 dni, udało nam się zejść do 3 z 11.

Problemem była jeszcze kroplówka, bo dużo śliny wykasływał i mało sikał.  Dlatego powstała metryka, długości sikania i obydwoje stwierdziliśmy, że jeżeli wciągu dnia będzie sikał dwa razy, lub więcej, łącznie przez 60 s. To odpuszczamy kroplówki, tym bardziej, że kroplówki mogą mieć bolesne skutki uboczne i on je miał. Poprzez obserwację, wyszło, że najlepiej mu się sika, od 7-8, a potem od 21-22 w pozostałym czasie wyprowadzając go, tylko go stresowaliśmy i zamykał się w sobie. Zrobiliśmy szereg prób, rożnych dziwnych i udało nam się nakłonić do picia. Co ciekawe woda z poidła dla królików była pyszna.

Analizowaliśmy jego postępy w poruszaniu się, dlatego każdy spacer nagrywaliśmy, abyśmy mogli ocenić, czy chodzi lepiej czy gorzej. To sprawiło, że nie zastanawialiśmy się, jak on chodził 2 dni temu, bo ja uważam, że jest poprawa, a moja druga połówka, mówi, że jest odwrotnie, tak wrzucamy nagrania i widzimy, jak chodził, a tutaj byliśmy zgodni, poza tym, jak byłaby potrzeba, szybkiej konsultacji, to możemy pokazać to chirurgowi

Z czasem część miar była już bez sensu, dlatego już tego nie kontrolowaliśmy. W obecnej chwili, pies działa jak należy. Snoop cieszy się każdym dniem. Wiemy, że ma lekko porażoną śliniankę, ale to z czasem minie i będzie jak nówka sztuka.

Co dały moje korposztuczki?

  1. Mierzalne wartości, pozwalające określić, czy jest lepiej, czy gorzej
  2. Uniknęliśmy błędów poznawczych, typu, no dziś jest jakoś gorzej, jakoś gorzej chodzi
  3. Udało nam się namierzyć problemy, ustalić ich priorytety i rozwiązywać
  4. Działaliśmy elastycznie

Reasumując, Transparencja, inspekcja, adaptacja niejednokrotnie uratowały mu życie. Transparencja, wszystko co robiliśmy, było jawne, nie robiliśmy sobie na złość, niczego nie ukrywaliśmy, dzieliliśmy się każdą nawet głupią obserwacją. Inspekcja, sprawdzaliśmy jaki jest stan pacjenta, co mu dokucza najbardziej, oraz jak nasze działania wpływają na niego. Adaptacja, brak szczegółowego planu długoterminowego, tylko planowanie każdego dnia, co możemy zrobić, aby osiągnąć sukces dnia, który zbliża nas do jak najlepszego zdrowia Snoopa

Kilka myśli na koniec

Standardowa rekonwalescencja, polega na tym, że jest odgórny plan i jak coś nagłego się wydarzy, to wtedy modyfikujemy plan. My założyliśmy, że nie mamy planu, zobaczymy, co następnego dnia będzie bardziej palące i będziemy starać się robić co tylko w naszej mocy, abyśmy mogli polepszać nasze metryki, aby widzieć namacalnie, czy idziemy w dobrym kierunku.

Nie mówię, że to uratowało mu życie (zrobili to lekarze i moja druga połówka, to oni dali mu szanse, na przeżycie), ale pozwoliło, na uniknięcie złych decyzji, wynikających z pochopnej oceny, opartej na odczuciu, tak mieliśmy, żelazne dane, każdego dnia widzieliśmy, jak zmieniają się parametry i np. wiedzieliśmy, że możemy zrezygnować z makaronu z parówką i kurczakiem, bo zwroty spadły do zera i kombinowaliśmy z czymś lepszym, dokładając mu saszetki, puszki, rozkruszone suche jedzenie.

Z perspektywy czasu widać jak bardzo to było skomplikowane, ale dzięki temu, że podzieliliśmy sobie to na sprinty jednodniowe i ocenialiśmy sytuacje każdego dnia, wymyślając plan co możemy zrobić, aby było lepiej było dobrą decyzją. Dzięki temu, prawdopodobnie udało nam się wyprowadzić Snoopa na prostą jako pierwszego w historii. Co prawda, główna zasługa jest po stronie lekarzy weterynarii, ale małą w tym swoją małą cegiełkę.

Dodaj komentarz